Edward Balcerzan Domysły
Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji
Zdzisław Lipiński Krople
Tomasz Majzel Części
Karol Samsel Autodafe 7
Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane
Edward Balcerzan Domysły
Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji
Zdzisław Lipiński Krople
Tomasz Majzel Części
Karol Samsel Autodafe 7
Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane
Andrzej Ballo Niczyje
Maciej Bieszczad Pasaże
Maciej Bieszczad Ultradźwięki
Zbigniew Chojnowski Co to to
Tomasz Dalasiński Dzień na Ziemi i 29 nowych pieśni o rzeczach i ludziach
Kazimierz Fajfer Całokształt
Zenon Fajfer Pieśń słowronka
Piotr Fluks Nie z tego światła
Anna Frajlich Szymborska. Poeta poetów
Adrian Gleń Jest
Jarek Holden Gojtowski Urywki
Jarosław Jakubowski Baza
Jarosław Jakubowski Koń
Waldemar Jocher dzieńdzień
Jolanta Jonaszko Nietutejsi
Bogusław Kierc Dla tego
Andrzej Kopacki Życie codzienne podczas wojny opodal
Jarosław Księżyk Hydra
Kazimierz Kyrcz Jr Punk Ogito w podróży
Franciszek Lime Garderoba cieni
Artur Daniel Liskowacki Do żywego
Grażyna Obrąpalska Zanim pogubią się litery
Elżbieta Olak W deszczu
Gustaw Rajmus >>Dwie Historie<< i inne historie
Juan Manuel Roca Obywatel nocy
Karol Samsel Autodafe 6
Kenneth White Przymierze z Ziemią
Andrzej Wojciechowski Budzą mnie w nocy słowa do zapisania
Wojciech Zamysłowski Birdy peak experience
City 6. Antologia polskich opowiadań grozy
Nas pop umieścił w szopie, w której dawniej zwierzęta gospodarz trzymał. Nie pop, pop niczego nie trzymał. Pop kupił od gospodarza, co to umarł był przed iluś laty i zostawił zrujnowane gospodarstwo dzieciom. Dzieci gdzieś w odległych krajach były i pod Stargardem Szczecińskim. Więc popowi sprzedały. A ten wraz z żoną do jej starej matki, z dziada pradziada Podlasianki, sprowadził się pod Św. Górę Grabarkę. Może raczej wrócił. Usadowił się pod Św. Górą Grabarką najbliżej jak można. Gospodarstwo na agroturystykę nastawił, wycieczki oprowadza, modli się. Teraz też ma dwoje starych Holendrów – małżeństwo po coś na Podlasie przyjechało. Objaśnia im pop łamaną angielszczyzną zawiłości dróg podlaskich. Chcą jutro z rana jechać do Białej Podlaskiej i po drodze zobaczyć jakiś zrujnowany pałacyk lub coś innego, czego tu pełno jak grzybów po deszczu.
W nocy poszczekiwanie ciszy i Churchilla. W okolicach grasują psy samopas puszczone, no i ten biedak, co to go chłop osierocił. Może są i wilki. Cisza. Deszcz zachodzący z nocy na dzień. Chmury ciężkie, a popadywanie lekkie. Cisza, do której szłem. Sen autostradowo-pisuarowy nawet mnie rozbawił. Rano budzę się i wkładam coś na grzbiet. Do lasu. Na Św. Górze Grabarce odzywa się chór dzwonów. Marsz, bieg, marsz, bieg, bieg. Szłem. Dzik przeleciał mi drogę. Cisza porozkładała się na rżyskach. Szmaty i butelki, śmieci dawne porozrzucane. Ślady kół. Piach. Cisza. Jakiś poorany czasem świątek na krzyżówce dróg donikąd stoi sobie. Dalej powciskane w las wąskie poletka wyrwane rękami naturze. Truchtem szłem, wdychając czystość i wilgoć. Nie wiem, dlaczego lubię ten krajobraz. Powrót do chaty. Viola przebudzona zimnem. Oporządzamy się na śniadanie. Mimo chłodu jemy na podwórku. Churchill zagląda do mojego talerza. I dopiero teraz orientuję się, że to suka. Pytam gospodarzy o imię suki. Pop wzrusza ramionami. Takie to ładne imię Czerczila, mówi poważnie. Prawda, ładne.
© Maciej Wróblewski