nowości 2024

Edward Balcerzan Domysły

Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji

Zdzisław Lipiński Krople

Tomasz Majzel Części

Karol Samsel Autodafe 7

Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane

książki z 2023

Andrzej Ballo Niczyje

Maciej Bieszczad Pasaże

Maciej Bieszczad Ultradźwięki

Zbigniew Chojnowski Co to to

Tomasz Dalasiński Dzień na Ziemi i 29 nowych pieśni o rzeczach i ludziach

Kazimierz Fajfer Całokształt

Zenon Fajfer Pieśń słowronka

Piotr Fluks Nie z tego światła

Anna Frajlich Szymborska. Poeta poetów

Adrian Gleń Jest

Jarek Holden Gojtowski Urywki

Jarosław Jakubowski Baza

Jarosław Jakubowski Koń

Waldemar Jocher dzieńdzień

Jolanta Jonaszko Nietutejsi

Bogusław Kierc Dla tego

Andrzej Kopacki Życie codzienne podczas wojny opodal

Jarosław Księżyk Hydra

Kazimierz Kyrcz Jr Punk Ogito w podróży

Franciszek Lime Garderoba cieni

Artur Daniel Liskowacki Do żywego

Grażyna Obrąpalska Zanim pogubią się litery

Elżbieta Olak W deszczu

Gustaw Rajmus >>Dwie Historie<< i inne historie

Juan Manuel Roca Obywatel nocy

Karol Samsel Autodafe 6

Kenneth White Przymierze z Ziemią

Andrzej Wojciechowski Budzą mnie w nocy słowa do zapisania

Wojciech Zamysłowski Birdy peak experience

City 6. Antologia polskich opowiadań grozy

MACHNIĘCIA, Podlaska jazda we wrześniu 8

2016-04-27 14:13

Nas pop umieścił w szopie, w której dawniej zwierzęta gospodarz trzymał. Nie pop, pop niczego nie trzymał. Pop kupił od gospodarza, co to umarł był przed iluś laty i zostawił zrujnowane gospodarstwo dzieciom. Dzieci gdzieś w odległych krajach były i pod Stargardem Szczecińskim. Więc popowi sprzedały.  A ten wraz z żoną do jej starej matki, z dziada pradziada Podlasianki, sprowadził się pod Św. Górę Grabarkę. Może raczej wrócił. Usadowił się pod Św. Górą Grabarką najbliżej jak można. Gospodarstwo na agroturystykę nastawił, wycieczki oprowadza, modli się. Teraz też ma dwoje starych Holendrów – małżeństwo po coś na Podlasie przyjechało. Objaśnia im pop łamaną angielszczyzną zawiłości dróg podlaskich. Chcą jutro z rana jechać do Białej Podlaskiej i po drodze zobaczyć jakiś zrujnowany pałacyk lub coś innego, czego tu pełno jak grzybów po deszczu.

W nocy poszczekiwanie ciszy i Churchilla. W okolicach grasują psy samopas puszczone, no i ten biedak, co to go chłop osierocił. Może są i wilki. Cisza. Deszcz zachodzący z nocy na dzień. Chmury ciężkie, a popadywanie lekkie. Cisza, do której szłem. Sen autostradowo-pisuarowy nawet mnie rozbawił. Rano budzę się i wkładam coś na grzbiet. Do lasu. Na Św. Górze Grabarce odzywa się chór dzwonów. Marsz, bieg, marsz, bieg, bieg. Szłem. Dzik przeleciał mi drogę. Cisza porozkładała się na rżyskach. Szmaty i butelki, śmieci dawne porozrzucane. Ślady kół. Piach. Cisza. Jakiś poorany czasem świątek na krzyżówce dróg donikąd stoi sobie. Dalej powciskane w las wąskie poletka wyrwane rękami naturze. Truchtem szłem, wdychając czystość i wilgoć. Nie wiem, dlaczego lubię ten krajobraz. Powrót do chaty. Viola przebudzona zimnem. Oporządzamy się na śniadanie. Mimo chłodu jemy na podwórku. Churchill zagląda do mojego talerza. I dopiero teraz orientuję  się, że to suka. Pytam gospodarzy o imię suki. Pop wzrusza ramionami. Takie to ładne imię Czerczila, mówi poważnie. Prawda, ładne.

© Maciej Wróblewski