nowości 2025

Maria Bigoszewska Gwiezdne zwierzęta

Tomasz Hrynacz Corto muso

Jarosław Jakubowski Żywołapka

Wojciech Juzyszyn Efemerofit

Bogusław Kierc Nie ma mowy

Andrzej Kopacki Agrygent

Zbigniew Kosiorowski Nawrót

Kazimierz Kyrcz Jr Punk Ogito na grzybach

Jakub Michał Pawłowski Agrestowe sny

Gustaw Rajmus Królestwa

Karol Samsel Autodafe 8

książki z 2024

Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy

Edward Balcerzan Domysły

Henryk Bereza Epistoły 2

Roman Ciepliński Nogami do góry

Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3

Anna Frajlich Odrastamy od drzewa

Adrian Gleń I

Guillevic Mieszkańcy światła

Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra

Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji

Zdzisław Lipiński Krople

Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden

Tomasz Majzel Części

Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła

Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta

Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu

Karol Samsel Autodafe 7

Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III

Marek Warchoł Bezdzień

Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane

MACHNIĘCIA, Orgazm oraz Bałtycki 5

2018-05-09 14:42

10 lutego 2017, 2

Numerem 67 na plażę. Słońce i wiatr. Zalegająca zielona łopatka wbita w piach. Fale się w morzu bujają. Statki jakieś. Spacer z mrożeniem nosa i patrzeniem na Bałtycki lepki i czysty. Viola mówi, że smród czuje, jakby nieczystości ktoś ciągnął. Może i tak, bo to koniec Polski Bałtycki. Róg, fajka, zawijas. Z plaży numerem 66 Hel. Tu inny świat, trochę zakopiański. Mija nas dwóch narciarzy. Za nimi truchta pies i małe dziecko. Śnieg wokoło, iglaki, słońce i zapach zimy zmieszany z letnimi powidokami. Stacja IMiGW zaprasza na dmuchaną i predylekcyjną herbatę. Rezygnujemy. Viola z głodem namawia mnie na obiad. Wchodzimy przypadkowo do tej samej Keczi co 2 lata temu. Ja jestem w śledziu śmietanowym i żubrówce, Viola wchodzi w solę i białe wino. Smakujemy, cmokamy, ciamkamy. Oddychamy spokojnie. Luz. Kelnerka z zapchanym nosem. Trochę smarkula. Potem nachodzi familia z ciężarną matką. Sympatyczni młodzi ludzie biorą 4 pomidorówki, o które upomina się chłopczyk – dość rezolutny, wygadany, układny. Ma takie same galotki niebieskie jak jego siostra, która posmakowała już ze czterech lat szkoły. Chłopiec wypatruje pomidorówki, krząta się i kręci obok nas. Mnie to jego wypatrywanie głupawe, jak to u dzieci, drażni. Patrzę na niego i grożę palcem. Zmiata do familii. Wychylam ostatnią żubrówkę smakującą jak lato zimą.

Zachodzimy do portu. Rybitwy i mewy szarpią świeżo odciętą głowę łososia. Resztki murali i haseł sprzed pół wieku: MORZE ŻYWI I BOGACI. Kutry bezludne kołyszą się lekko, powiewają zmitrężonymi banderami. Rybitwy i kaczki srają na ich burty. Taki Marlow mógłby czasem przeżyć zimę w porcie helskim. Siedziałby w zamkniętej na kłódkę knajpce „Sen bosmana” pośród sterty kartonów po lodach świderkach, na przewiązanych łańcuchem plastikowych krzesełkach i gadał o tym, co w życiu bałtyckich fok pociąga go najbardziej.

© Maciej Wróblewski