nowości 2024

Edward Balcerzan Domysły

Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji

Zdzisław Lipiński Krople

Tomasz Majzel Części

Karol Samsel Autodafe 7

Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane

książki z 2023

Andrzej Ballo Niczyje

Maciej Bieszczad Pasaże

Maciej Bieszczad Ultradźwięki

Zbigniew Chojnowski Co to to

Tomasz Dalasiński Dzień na Ziemi i 29 nowych pieśni o rzeczach i ludziach

Kazimierz Fajfer Całokształt

Zenon Fajfer Pieśń słowronka

Piotr Fluks Nie z tego światła

Anna Frajlich Szymborska. Poeta poetów

Adrian Gleń Jest

Jarek Holden Gojtowski Urywki

Jarosław Jakubowski Baza

Jarosław Jakubowski Koń

Waldemar Jocher dzieńdzień

Jolanta Jonaszko Nietutejsi

Bogusław Kierc Dla tego

Andrzej Kopacki Życie codzienne podczas wojny opodal

Jarosław Księżyk Hydra

Kazimierz Kyrcz Jr Punk Ogito w podróży

Franciszek Lime Garderoba cieni

Artur Daniel Liskowacki Do żywego

Grażyna Obrąpalska Zanim pogubią się litery

Elżbieta Olak W deszczu

Gustaw Rajmus >>Dwie Historie<< i inne historie

Juan Manuel Roca Obywatel nocy

Karol Samsel Autodafe 6

Kenneth White Przymierze z Ziemią

Andrzej Wojciechowski Budzą mnie w nocy słowa do zapisania

Wojciech Zamysłowski Birdy peak experience

City 6. Antologia polskich opowiadań grozy

MACHNIĘCIA, Dziennik oslański, 9 sierpnia, 2

2015-09-30 01:01

W Oslo zadziwia liczba postumentów nagusów: kobiet, mężczyzn i dzieci. Jest w tym szczególne upodobanie do ludzkiego ciała, choć niekoniecznie w stylu starożytnych Greków: tu liczy się efekt, poza, ekspresja wyrazu i indywidualizm ujęcia aktu. W parku Wielanda zapewne jest tego typu postumentów więcej. Ale tu, wśród starych i wysłużonych haubic, dział pamiętających korsarskie zdarzenia siedzą lub stoją ukryte postaci z innego świata. Bardziej zdobią niż ekscytują, wpisują się w tutejszy uładzony świat swoimi członkami.

Głodni próbujemy pizzy u Hindusa, który przyrządza ją na sposób Wschodni, a nie śródziemnomorski. Trzeba płacić gotówką. Jest świeża dostawa do pizzerii: widać, że się dobrze znają. Ten, który przywiózł towar, też zapewne Hindus (Viola mówi, że Turek), zbiera rozrzucone drobne papierki sprzed wejścia do pizzerii, a potem ze smakiem zajada kawałek placka. Rozmawiają między sobą w nieznanym języku: zapracowani, ale uśmiechnięci, prawie szczęśliwi. Dostawca zerka na nas siedzących przy ulicznym stoliku ciekawie, ale nie natrętnie. A potem dyryguje lokowanie niezjedzonego kawałka pizzy w firmowym kartonie. To dla Justyny. Odchodzimy syci. Idziemy w stronę Vulkanu, zawładniętego przez młodych Norwegów. Tu rano i w wieczór dobiegają dźwięki ekspresyjnej muzyki, mocno uderzana perkusja pobrzmiewa i wyznacza rytm naszemu marszowi do hotelu.
 
Sjesta.

© Maciej Wróblewski