nowości 2025

Maria Bigoszewska Gwiezdne zwierzęta

Tomasz Hrynacz Corto muso

Jarosław Jakubowski Żywołapka

Wojciech Juzyszyn Efemerofit

Bogusław Kierc Nie ma mowy

Andrzej Kopacki Agrygent

Zbigniew Kosiorowski Nawrót

Kazimierz Kyrcz Jr Punk Ogito na grzybach

Jakub Michał Pawłowski Agrestowe sny

Gustaw Rajmus Królestwa

Karol Samsel Autodafe 8

książki z 2024

Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy

Edward Balcerzan Domysły

Henryk Bereza Epistoły 2

Roman Ciepliński Nogami do góry

Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3

Anna Frajlich Odrastamy od drzewa

Adrian Gleń I

Guillevic Mieszkańcy światła

Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra

Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji

Zdzisław Lipiński Krople

Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden

Tomasz Majzel Części

Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła

Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta

Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu

Karol Samsel Autodafe 7

Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III

Marek Warchoł Bezdzień

Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane

MACHNIĘCIA, Dziennik i nocnik szczawnicki 14

2017-10-05 15:58

9 września 2016, 1

Nocne koszmary. Wstawanie na noc, patrzenie na rozgwieżdżone niebo. Widać wszystko jak na pornograficznym filmie. Satelita. Kładę się o 3.40. Budzę się o 6. Drzemka. Myślę. Wstaję o 8. Prysznic. Przed nie było biegania. Piję smaczny tutejszy specjał Jabcok o olśniewającym smaku jabłkowo-porzeczkowym. Jak dopisano: żywy, mocny. A to gówno prawda. Zwykły i przeciętny, ale mętny, dobry jak moje całe życie. Mgła jak bita śmietana schodzi z Palenicy, na której wczoraj byliśmy. Powoli gotujemy się do śniadania.

Jedzenie bez owoców. Jogurtu brak. Warzywa, nabiał, ryba i czarna herbata. Mniejszy tłok może dlatego, że dość późno. Dochodzi 10. Decydujemy się na marsz do Czerwonego Klasztoru po słowackiej stronie. W obie strony ok. 30 kilometrów. Upał robi się nieznośny mimo dojrzewającego września. Idziemy wzdłuż Dunajca, który lekko meandruje. Spływające strumienie dają przyjemny chłód. Mrowie ludzi jeździ na rowerach, choć niewielu z nich potrafi. Mniej maszeruje, bo to długi spacer. Viola mimo sztywnych od wczorajszego wysiłku nóg idzie. Pokrzykiwania flisaków wożących turystów jak taksówkami. Część dobiera się w załogi i na specjalnych, gumowych łódkach wiosłują pod komendę sternika. Białe skały strzelają w rozpalone słońcem niebo. Trzy Korony. Czerwony Klasztor. Wokół łęgowy las. Powoli się złoci. W górze słychać niekiedy kruka.

© Maciej Wróblewski