A Nikos Kazantzakis? W 1953 zachorował na białaczkę i zmagał się z chorobą jeszcze przez cztery lata. Wracając w 1957 z podróży do Chin, zmarł w Niemczech, podobno na azjatycką grypę, którą zbyt późno u niego rozpoznano. Nie zabrakło takich, którzy uważali, że zadziałała klątwa papieska. Na grobie pisarza w Iraklione, gdzie się w 1883 urodził, widnieje napis: „Den elpizo tipota. Den fowumai tipota. Eimai eleftheros”. Niczego nie oczekuję. Niczego się nie boję. Jestem wolny. Ładnie powiedziane, szczególnie jeśli za życia było się chorągiewką.
A książki? Kieszonkowe wydania można obecnie kupić na Krecie nawet w najbardziej zapyziałym sklepiku, i to w kilku językach. Mało kto pamięta o bluźnierstwie sprzed ponad pół wieku. Na lotnisku noszącym nazwisko pisarza lądują od wschodu do zachodu słońca samoloty ze wszystkich stron świata. Dostarczają wyspie turystów. Minotaur ich już nie pożera. Teraz słońce robi to za niego. Idzie rak, nieborak; jak uszczypnie....
A jak się ląduje na pisarzu? Z piskiem. I trochę trzęsie. A potem biją brawo. Nie pisarzowi, tylko pilotowi. Dobrze, że nie próbują wręczać napiwków. Też nie pisarzowi, tylko temu drugiemu.
© Dariusz Muszer
►oficjalna strona internetowa autora