Zaczęło się misterium. Okryła mnie wrzosową płachtą, potem zapytała, czy cztery milimetry mi odpowiadają, odpowiedziałem, ze odpowiadają, więc maszynką te cztery milimetry zbiera i zaraz zakrywa mi oczy jakimś ręcznikiem i mniejszą maszyneczką coś tam oskubuje pod nosem nad wargami, koło uszu i za chwilę zdejmuje mi ten ręcznik i nakłada gruby inny ręcznik nasączony gorącą wodą, otula mi głowę tym ręcznikiem i zostawia na chwilę, a potem namaszcza mnie czymś po zdjęciu tego ręcznika i brzytwą zeskrobuje jakieś tam resztki, i zaraz nakłada znowu ręcznik – tym razem nasycony zimną wodą, i po chwili zdejmuje go z mojej twarzy, którą spryskuje jakimś pachnidłem, i – rękami w czarnych rękawiczkach – rozprowadza wonny krem po policzkach, po czole, za uszami, gładzi te miejsca. I tyle.
© Bogusław Kierc