Ukonkretnianie ogólników napotyka zwykle na krytyczną zmianę perspektywy. Dopiero co objawiający się desygnat pojęcia miłości, wcielony w osobę, którą właśnie gotów byłbym nazwać moją miłością – ukazuje mi uzurpacyjny niedostatek mojego chcenia, żeby tak właśnie było. Podważając wiarę w „bezinteresowność” ujrzenia, suponuje „pożądliwość” egotycznego spojrzenia. Nawet wtedy, kiedy „podporządkowuję” je Pożądaniu Wzgórz Wiekuistych.
I cóż z tego, że afektywne spojrzenie na wywołaną (wydobytą) Osobę mojej tęsknoty, upewnia mnie o draśnięciu nanosekundową miłością i że ta nanosekunda jest szczytem Wiekuistego Wzgórza? Zachwyt. A właściwie – zachwycenie. W takim znaczeniu, jakie ma ekstaza, czyli wyjście z siebie. A co dalej po tym wyjściu, to już całkiem inna Sprawa.
© Bogusław Kierc