SAKOWICZ KAZIMIERZ (1894 lub 1899-1944). Przy zapiskach Sakowicza bledną moje poetyckie lektury, ekscytuję się zgoła niepotrzebnie strofami różnych Lechickich i Sikiryckich. Bledną moje fascynacje powieścią Wacława Serafinowicza, a także emigracyjną powieścią Barbary Toporskiej, wystarczy sięgnąć po diariusz, skupić się bodaj na jednym fragmencie: „Wykryto w labiryntach, piwnicach i innych podziemnych schronach getta wileńskiego pewną liczbę Żydów, którzy ukryli się tam, ratując swe życie. Dowieziono ich i rozstrzelano [w Ponarach]. Ciekawe, że rozstrzeliwują Litwini gestapowcy, ubrani po cywilnemu, tak jak za pierwszych czasów 1941 r., kiedy to rozstrzeliwujący nie byli w uniformach. Dowieziono 2 ciężarówki po 50 osób. Metodę rozstrzeliwania zastosowano starą. Ofiary musiały się rozebrać, potem wejść do jamy, a szaulisi z brzegów, tj. z góry, rozstrzeliwali. Metoda w skutkach straszna, bowiem niektóre ofiary, ratując się, udają zabitych” (1 X 1943).
Zapiski wileńskiego dziennikarza i drukarza doczekały się dwóch wydań (Bydgoszcz 1999, Warszawa 2014). Ufam, że pojawią się kolejne polskie edycje: Kazimierz Sakowicz „od 1941 r. mieszkał (...) w Ponarach i był świadkiem dokonywanych tam masowych egzekucji. (...) Notatki chował do butelek i zakopywał w ogrodzie. Natrafiono na nie po wojnie”.
O Wacławie Serafinowiczu nie zapominam. To brat Lechonia. Powieść Serafinowicza przyniosłem z antykwariatu, nie będę więc siedział bezczynnie, nie zgadzam się na bezczynność. Przy Lechickich i Sikiryckich.
Kazimierz Sakowicz: „Dziennik 1941-1943”. Przedmowa i opracowanie Maria Wardzyńska. Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa 2014, s. 124
[22 II 2024]
© Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki