nowości 2025

Maria Bigoszewska Gwiezdne zwierzęta

Jan Drzeżdżon Rotardania

Anna Frajlich Pył [wiersze zebrane. tom 3]

Tomasz Hrynacz Corto muso

Jarosław Jakubowski Żywołapka

Wojciech Juzyszyn Efemerofit

Bogusław Kierc Nie ma mowy

Andrzej Kopacki Agrygent

Zbigniew Kosiorowski Nawrót

Kazimierz Kyrcz Jr Punk Ogito na grzybach

Artur Daniel Liskowacki Zimno

Grażyna Obrąpalska Poprawki

Jakub Michał Pawłowski Agrestowe sny

Uta Przyboś Coraz

Gustaw Rajmus Królestwa

Karol Samsel Autodafe 8

Karol Samsel Cairo declaration

Andrzej Wojciechowski Nędza do całowania

książki z 2024

Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy

Edward Balcerzan Domysły

Henryk Bereza Epistoły 2

Roman Ciepliński Nogami do góry

Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3

Anna Frajlich Odrastamy od drzewa

Adrian Gleń I

Guillevic Mieszkańcy światła

Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra

Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji

Zdzisław Lipiński Krople

Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden

Tomasz Majzel Części

Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła

Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta

Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu

Karol Samsel Autodafe 7

Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III

Marek Warchoł Bezdzień

Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane

MACHNIĘCIA, Podróż siódma, zwana supraską 4

2016-11-22 14:30

Toruń – Supraśl, 16 sierpnia 2016, 4

Powoli wstajemy, idziemy wzdłuż Supraśli, potem schodami w górę i na dół w stronę kwatery dla inżyniera. Nagle zaczepia nas tutejszy, czyli zagraniczny wczorajszy. Wygraża nam i straszy municypalnymi. Nie wiemy dlaczego. Pytamy, ale nas chyba nie rozumie. Viola po rosyjsku - nic, ja po niemiecku - nic, ale spojrzał spode łba, Viola po białorusku - on nic, próbuję po angielsku - kopnął kamyk i patrzy, Viola w staro-cerkiewno-słowiańskim i tutejszy, czyli zagraniczny, w końcu odezwał się niby w tym samym zacnym języku, ale jakoś nie wszystko jest dla nas jasne. Viola na mnie, ja na małżonkę. Tutejszy nerwowy coraz bardziej na nas. Wzywa Cyryla i Metodego, miota na nas w staro-cerkiewno-słowiańskim jakieś przekleństwa, a my spokojnie sobie idziemy, senni, zmęczeni. Chwilę potem dziewczynka na pegazie nam mówi, że źle idziemy, bo to droga dla rowerów. Ach, tak. Robimy krok w prawy bok na asfalt dla niepegazów. Ot takie teraz zwyczaje w Supraślu.

Wdychamy tutejszą świerczynę z Puszczy Knyszyńskiej. Pono zdrowa i rozluźnia aparat oddechowy, chociaż nie jestem pewien. Na koniec obowiązkowy trip cmentarny. Powykręcane metalowe krzyże mogił sprzed 150 laty patrzą na wschodzący miesiąc. Naprzeciwległe cmentarze: północny ewangelicki, który potem stał się katolicki, i prawosławny, który chyba stał się też katolicki. Na obu cmentarne zabudowania: na ewangelickim kapliczka, na drugim, prawosławnym, też kapliczka. Supraśl czuć jeszcze wielokulturowością, wielowyznaniowością, która zmieciona została przez wojnę. Nie ma tylko śladu kirkutu i mizaru. O ile Tatarzy mieszkali w skupiskach kilkanaście kilometrów dalej, w Kruszynianach na przykład, o tyle Żydów w Supraślu nie brakowało od początku. Nie ma ani śladu kirkutu, dziwne. Robi się późno, ciemność wchodzi razem z komarami. Supraśl by night.

© Maciej Wróblewski