nowości 2025

Maria Bigoszewska Gwiezdne zwierzęta

Tomasz Hrynacz Corto muso

Jarosław Jakubowski Żywołapka

Wojciech Juzyszyn Efemerofit

Bogusław Kierc Nie ma mowy

Andrzej Kopacki Agrygent

Zbigniew Kosiorowski Nawrót

Kazimierz Kyrcz Jr Punk Ogito na grzybach

Jakub Michał Pawłowski Agrestowe sny

Gustaw Rajmus Królestwa

Karol Samsel Autodafe 8

książki z 2024

Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy

Edward Balcerzan Domysły

Henryk Bereza Epistoły 2

Roman Ciepliński Nogami do góry

Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3

Anna Frajlich Odrastamy od drzewa

Adrian Gleń I

Guillevic Mieszkańcy światła

Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra

Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji

Zdzisław Lipiński Krople

Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden

Tomasz Majzel Części

Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła

Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta

Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu

Karol Samsel Autodafe 7

Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III

Marek Warchoł Bezdzień

Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane

MACHNIĘCIA, Dziennik i nocnik szczawnicki 15

2017-10-13 15:44

9 września 2016, 2

Dwie brzydkie Słowaczki planują dalszą wycieczkę rowerową. Nie mogą się zdecydować. Jedna całuje czule drugą, szepczą do siebie jakieś słodycze, wsiadają na rowery i jadą czule. Krótki postój, kanapka, Zlaty Bažant, Hejcola. Duży ruch, bo niebawem weekend się zacznie. Po drodze dwoje Anglików zawzięcie się sprzecza o dalszą drogę. Dziewczyna stawia opór i ma dość pedałowania. On nie mniej uparty ciągnie dalej, w głąb Słowacji. Powrót już daje mniej uciechy. Szukam samotności, a tu pędzą, sapią, dzwonią. Za dużo człowieka jak na mnie, za dużo.

Na obiad pstrąg w przydrożnej jadłodajni okupowanej przez starych, grubych Niemców i kilkoro Anglików. Huczą strasznie. Pstrąg dobry. Hinduskie małżeństwo z dzieckiem zamawia żurek. Odchodzimy syci w narastający tłok. Umykamy w górę. Do numeru, basen i sjesta. Dziś znów 5 godzin marszu. Pakowanie się i kolacja w numerze. Tam, w dole, tłum już gęsty, rozkrzyczany, tańczący w rytm góralskiego disco-polo na żywo.

© Maciej Wróblewski