STOKŁOSA JERZY (1926-2011). Moja rozpiska na dzień jutrzejszy. A raczej na dalekie pojutrze, na zaś. Chciałbym mianowicie udać się do Biblioteki Narodowej i posiedzieć nad publikacjami lwowianina Jerzego Stokłosy, o którym dowiaduję się nieco z kwartalnika „Nad Kamienną” (nr 3 z 2011 roku). Zatrzymały mnie lwowskie realia w prozie Stokłosy: „Przed domem, w którym mieszkałem we Lwowie na Tatarskiej, zajeżdżała chłopska furmanka, a ja ze swoim, jak mówiono, pinklem pakowałem się na słomę i – wio! Ciocia Jadzia z Mamą załatwiały miejsce, warunki i pobyt u znajomej rodziny na wsi. Była to Zatoka (taka nazwa) na skraju Lasów Janowskich, między Janowem a Gródkiem Jagiellońskim. Wieś była zamożna (sporo kolonistów niemieckich). Czułem się tam dobrze. Był mój rówieśnik – Zbyszek, dom duży, wygodny, a w sadzie sporo drzew owocowych”.
[17 II 2018]
© Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki