Wstydzę się użyć słowa „przeraża”, ale naprawdę to, co niekiedy odczuwam, trzeba by tak nazwać. Są to pomyślenia o tym, czego byłbym zdolny się dopuścić, gdyby nie otamowania etyczne, moralne czy religijne. To nie o jakieś zwyrodniałe przestępstwa tu chodzi, choć niekiedy gotów byłbym uznać je za takie. To są możliwości „wybryków” miękkich, miłych i raczej dobrze widzianych przez świadomość nie dopuszczającą kategorii grzechu.
Moje przerażenie nie bierze się z ascetycznej dyscypliny, ani z wywindowanej dewocji. Bierze się z rzetelnego słyszenia „chętek” ciała i bycia, będących między innymi ciałami i byciami, a także między Innymi Ciałami i Bytami. Bojaźń i drżenie Kierkegaarda?
© Bogusław Kierc