Przyśnienia bywają intensywnym odczuwaniem tego, co odczute było na jawie, choć czasem nie uświadomione, że jest odczuciem tego, co się odczuwa. Myślę teraz o odczuciu bliskości osoby, objawiającej się jako lot, kiedy zarówno osoba, jak i odczucie jej bliskości są „postacią” lotu. Albo – uniesienia.
To trochę tak, jakby – dla jakiegoś dzikiego eksperymentu – pokazać „bioplazmę” odczuć, nie pokazując tego, kto przyczynił się do „wywołania” tej „bioplazmy”. Nie wiem, czy mogę mówić wiarygodnie, że twoja krótka, zachwycająca obecność, wywołała i pozostawiła przy mnie (i we mnie) anioła ciebie. Będącego samym lotem. Samym uniesieniem.
Nie chcę, żeby to było traktowane jak „poetyczność”.
Od paru lat mam lęk wysokości. Do tego czasu namiętnie wspinałem się tam, gdzie mogłem doznać wertykalnych bezgraniczności (żartobliwie mówiąc). I oto od tych paru lat – szlus. Czuję ten lęk, jak analogon seksualnej rozkoszy, tyle, że nieprzyjemny. Choć, nie wiem, może nieprzyjemny tylko dlatego, że nie wywołuje go miłosne uniesienie?
Lęk wysokości, miłosne uniesienie, szczytowanie. Wszystko to bliskie siebie, nasuwające się na siebie. Kontaminujące.
© Bogusław Kierc