Szanowny Panie, mnie również jest smutno, zwłaszcza że tak wiele w tak krótkim czasie zdało się nas połączyć. I mimo że minęły już 54 lata od naszego rozstania (mam nadzieję, że jeszcze obaj żyjemy, przynajmniej duchowo), pozwalam sobie przesłać Panu krótki wierszyk na pożegnanie (tak to trzeba, niestety, nazwać) i na pociechę jednocześnie. Choć w gruncie rzeczy to poważna sprawa, w końcu to tylko postmodernizm.
stoję na brzegu purpurowego sznura
w pielgrzymce przez kolczaste druty rzek
do Wielkiej Matki Renesansu tłustej
i – Bogiem a prawdą – niezbyt ładnej
Włoszki z domalowanymi zresztą
w ramach dekonstrukcji wąsami
stoję i patrzę i daję świadectwo obrony
królestwa bez kresu i miasta popiołów
która będzie trwała do końca podróży
Pana Cogito przez wieki i pustynie
bo on jest wierny on idzie
bo on jest Miasto
na moich oczach surrealizm
zamienił się w totalizm
halucynacji Freuda urojeń
Stalina obsesji Hitlera
i wszystkich lęków ludzkości
oraz jej manii wielkości
Pan Cogito stoi na brzegu
purpurowego sznura i liczy
na pamięć której nie może
zabraknąć gdy zniknie
cienka linia horyzontu i kresu
tego pięknego i różnego świata
Nie piszę: „Żegnaj Przyjacielu”, ale „do następnego”; może kiedyś znowu się spotkamy...
Uściski
MC
© Marek Czuku