nowości 2025

Maria Bigoszewska Gwiezdne zwierzęta

Jan Drzeżdżon Rotardania

Anna Frajlich Pył [wiersze zebrane. tom 3]

Tomasz Hrynacz Corto muso

Jarosław Jakubowski Żywołapka

Wojciech Juzyszyn Efemerofit

Bogusław Kierc Nie ma mowy

Andrzej Kopacki Agrygent

Zbigniew Kosiorowski Nawrót

Kazimierz Kyrcz Jr Punk Ogito na grzybach

Artur Daniel Liskowacki Zimno

Grażyna Obrąpalska Poprawki

Jakub Michał Pawłowski Agrestowe sny

Uta Przyboś Coraz

Gustaw Rajmus Królestwa

Karol Samsel Autodafe 8

Karol Samsel Cairo declaration

Andrzej Wojciechowski Nędza do całowania

książki z 2024

Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy

Edward Balcerzan Domysły

Henryk Bereza Epistoły 2

Roman Ciepliński Nogami do góry

Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3

Anna Frajlich Odrastamy od drzewa

Adrian Gleń I

Guillevic Mieszkańcy światła

Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra

Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji

Zdzisław Lipiński Krople

Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden

Tomasz Majzel Części

Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła

Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta

Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu

Karol Samsel Autodafe 7

Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III

Marek Warchoł Bezdzień

Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane

MAŁOMIASTECZKOWE ZRYWY, Dulszczynea

2015-10-02 14:51

Po prawie pięciu latach pracy – skończyłem kolejny tomik…
Tak jak ORWO napisało się właściwie samo – dzień po dniu w ekspresowym tempie, w amoku jakimś twórczym, bez chwili wytchnienia, tak ten, po którym postawiłem kilkanaście dni temu ostatnią kropkę, powstawał w bólach, masochistycznie przyjemnych, prawie pięć lat…
To chyba tak już być musi – dla jakiejś kosmicznej równowagi.
Kiedy zamknąłem notes z decyzją, że to już koniec – wyszedłem na spacer. Nawet nie dostrzegłem, że to już po drugiej w nocy i że grupki rozbawionych młodzieńców odpalają, gdzie popadnie, fajerwerki, choć to wrzesień, i śpiewają pieśni wszelakiego pokroju. Nieważne…
Ale wyjść musiałem, by wywietrzało to jakoś ze mnie.
Nie wywietrzało – bo ciągle nie umiem zasiąść do kolejnych wierszy. No, ale po ORWO odpoczywałem kilka miesięcy, nim powstał pierwszy wiersz (Vertical), który ostatecznie ma stać się ostatnim w obecnym tomiku. Czyżby w zgodzie z biblijną zasadą, że ostatni będą pierwszymi?
Po tym tomiku odpoczywał więc będę też pewnie długo.
Bohaterów swojego tomiku umieściłem w małym prowincjonalnym miasteczku i uwięziłem ich w trójkącie (Bermudzkim?): dom – kościół – knajpa. Miotają się od wierzchołka do wierzchołka. Może trąca to nieco o sadyzm z mojej strony, ale czuję do nich (i czułem podczas pisania) wielką sympatię i szacunek. Mimo ich gorzkiego dość postrzegania świata.
Sam pochodzę z malutkiego miasta i doskonale wiem, na czym polega połączenie dulszczyzny (obłudy i życia na pokaz, z ciągłą obawą, co powiedzą ludzie) z Dulcyneą (nieuchwytnym marzeniem, pragnieniem spełnienia swoich pragnień) – wiem, na czym polega tytułowa (tegoż wpisu i tomiku) dulszczynea…

Vertical
w moim mieście ludzie
chodzą pionowo
rzadko patrzą sobie
w oczy
służby miejskie robią z tym co
mogą
ale mogą
niewiele więc
mają wolne
słońce wschodzi z właściwej
strony
w sumie więc jest
znośnie biuro podróży
spełnia marzenia w wersji all inclusive
siadam na ławce w parku i czytam
książkę najnowszy tomik znajomego poety bo
ktoś musi go czytać
idzie jesień

© Zbigniew Wojciechowicz