Miałam nic nie pisać. Zawsze tak jest i wtedy udaję prawdziwą kobietę. Czysty pozór. Kiedy Paddy na mnie tak patrzy i mówi: No chodź już... Myślę: Tak, tak. Już idę. I zaczyna się. Muszę wyrzucić z siebie serię manifestów, uwag. Wylewają się i za chwilę toną w myślach. Dlatego prostuję kręte ścieżki, obsadzam tu i tam roślinami. Zmuszam się do tego wszystkiego i nie chodzi o namawianie czy odciąganie. To rodzaj relacji. Nie mam pojęcia, skąd się bierze i jak mam się z tego tłumaczyć. Rano po przebudzeniu przez chwilę nie będę pamiętała. Aż tu zajrzę. Przywołam obrazy, refleksje, uprzedmiotowię w konkretnych osobach. Mam kogoś na myśli. Prowokuję własny nastrój, męczę stałość. I wtedy rodzi się zwątpienie. Zwyczajnie. Pozory strachu. Wkładam kartki do koperty, kopertę do pieca. Uwalniam emocje. Kto tego oczekuje?
© Małgorzata Południak