Odbyliśmy kilka rozmów. Później była kawa i kawa. Dlatego nie powracałeś w snach. Olbrzymie sylwetki na ścianach, przyciemnione szyby, strach na górze. Twój dowcip o Dolores był taki sobie. Dzisiaj leży w szpitalu w Limerick. Kłótnia nie zawsze kończy się śmiechem, najczęściej się nie kończy i wtłacza w kolejny klimat kpin po alkoholu. Później już nikt nic nie wie. Śmieję się otwarcie, głośno, przez łzy. Jesteśmy dla siebie narkotykiem, światłem, którego diabli nie wzięli. Czy mamy miejsce na wszystko co zakwitło? Tęsknimy za letnim deszczem, za Mullaghmore, lnianymi ubraniami, które są jak druga skóra. O wielu parszywych rzeczach i osobach zapominamy. Rozmawiamy o liryce, co zrobiliśmy, co zrobimy. Odbijamy się w oczach, w kieliszkach, na skórze. Dzisiaj patrzę w bezchmurne niebo, na ślamazarne owce. Opowiadam im o sobie, ich to nie interesuje, ale przynajmniej nie palę, nie rozglądam się po spiżarni.
© Małgorzata Południak