Nie z powodu tradycji zmieniłam obiad na lunch. Myśl, co chcesz, pozbądź się roboty, przyjdź. Zaraz po naleśnikach z serem i malinami. Dzieci sąsiadów popychają owce. Na wyspie maleją, krótkimi nóżkami tupią swobodnie, stąd rytm wznoszenia i opadania. Niczego nie szukam, Paddy wzbudza zainteresowanie, więc przejmujemy tubylcze cechy uwięzieni między ksero a drzwiami biblioteki, w których pociągam z piersiówki. Cośmy się napięli z Paddy'm i owcą targając za kostki, kopnięciami w woreczek żółciowy. Zdziwiona funkcją serca szukam spokoju, zwłaszcza, gdy język mało precyzyjny, a pięty różnią się od siebie. I ciągłe uczucie niepojęcia. Niewpasowanie w nurt skwierczy kwiecistymi sufitami, ściany pokrywa magnolia. Pomyśleć, że za rok mogę zatęsknić za tym dobrym miejscem, w którym nagle zostałam jeszcze trochę.
© Małgorzata Południak