Zamyślam się, zapominam, pewnie od owoców lotosu. Nie wiem, bo wciąż się odwracam, poprawiam. Chyba że mam wątpliwości. Jak głęboko można być nieobecnym? Wątpić w gwiazdy, w przeklęte linie na dłoniach. To wszystko psuje mi grudzień. Gadki o niczym, gubienie się w komentarzach. To nierozpoznawanie, kto z kim. Ale zdążyłam upiec ciasto marchewkowe. Zmodyfikowałam przepis. Słodkie śliwki, borówki, rodzynki, jabłka, kilkanaście uśmiechów, pochylanie, dudnienie palcami o blat. Do suchego patyczka. Za chwilę ułożę się w łóżku, w grafitowej pościeli, trzysta dziesięć nitek. Zasnę i będę trawić to, do czego nie doszliśmy. Ktoś rozpisał już wszystkie ujęcia. Jestem symetryczna, patrzysz podejrzliwie na scenariusz, z którego nic nie wynika. Moje prognozy, jego śmierć. Robię kolejne notatki w książkach Lema, jestem „modalna” i mam to gdzieś.
© Małgorzata Południak