Zenon Fajfer Pieśń słowronka
Zenon Fajfer Pieśń słowronka
Andrzej Ballo Bodajże
Wenanty Bamburowicz Masy powietrza
Maciej Bieszczad Miejsce spotkania
Kazimierz Brakoniecki Oumuamua. Atlas wierszy światologicznych
Roman Ciepliński Schyłek
Zbigniew Chojnowski Tarcze z pajęczyny
Zbigniew Chojnowski Tyle razy nie wiem
Wojciech Czaplewski Dzieje poezji polskiej
Marek Czuku Nudne wiersze
Tomasz Dalasiński Przystanek kosmos i 29 innych pieśni o rzeczach i ludziach
Michał Filipowski Licytacja kamienia
Anna Frajlich Powroty [wiersze zebrane. tom 2]
Anna Frajlich Przeszczep [wiersze zebrane. tom 1]
Paweł Gorszewski Uczulenia
Jarosław Jakubowski Dzień, w którym umarł Belmondo
Bogusław Kierc Był sobie
Andrzej Kopacki Gra w hołybkę
Zbigniew Kosiorowski Metanoia
Franciszek Lime Formy odbioru. Poetyckie przekazy z Bezrzecza i Szczecina
Piotr Michałowski Światy równoległe
Dariusz Muszer Baśnie norweskie. tom 2
Ewa Elżbieta Nowakowska Gwiazda drapieżnik
Halszka Olsińska Przebyt
Uta Przyboś Jakoby
Agnieszka Rautman-Szczepańska Wypożyczalnia słów
Karol Samsel Autodafe 5
Karol Samsel Fitzclarence
Julia Anastazja Sienkiewicz Wilowska Planetoida, pechowy graf i wielka filozofia. Opowieści z przedwojennego Tuczna i okolic
Bartosz Suwiński Dutki
Inka Timoszyk Nieskończoność podróży
Sławomir Wernikowski Partita
Alex Wieseltier Krzywe zwierciadło
Kenneth White Ciało absolutu
City 5. Antologia polskich opowiadań grozy
eleWator. antologia 2012-2021. proza
Henryk Bereza. Krystyna Sakowicz. Korespondencja
Deszcz nie spada, słońce takie, że zdjęcie chwytam. Dalej Turzno, Kondratowo, Słomkowo, które z babcią Zosią, czyli matką ojca i ciotki związane. Pamiętam, że kiedy niekiedy w rodzinnych wspominkach ciotka Celina, najstarsza z uchowanych przy życiu Wróblewskich dzieci (żyła lat 65, zmarła w styczniu 2006, pochowana na starym cmentarzu w Ciechocinku) ni to żartem, ni to z wyrzutem mówiła swojej matce, a mojej babci Zosi, że ty to ze Słomkowa jesteś i nie zadzieraj. Nie bądź taka harda na życie. Ty z biednych Kujaw wyszłaś, czyli się uplęgłaś. Bo tu często goło było, biednie i nie było z czego ugotować. A i teraz, jak tamtędy żeśmy jechali, to tu i ówdzie chata słomą pokryta, lepianka na wierzch ze ścian wychodzi razem z satelitą cyfrową. Ale chyba wciąż tu mniej, słabiej. Takie to licho się tu rozsiadło.
Tu ludzie jak nie musieli, na kupie siedzieli, kręcili się z życiem swoim w kółko, żeby na obce nie iść, jak nie trzeba. Podobnych rodzinnych historyjek setki, dziesiątki chyba, bo dymów jak na lekarstwo. Tu ludzie już starzy, a młodych nikt już nie rodzi, a jak urodzi – to nie zatrzyma. Ale teraz najlepsze te równe drogi asfaltowe, ścieżki na rowery i nowe wybudowania – z miejska amerykańsko bogate.
© Maciej Wróblewski